Kości opowieści zostały rzucone
niedziela, 14 listopada 2021 r.
Opowiemy Wam ciekawą historię, która wydarzyła się w zeszłym tygodniu. Jest to opowieść pełna grozy, ale zarazem śmieszna. Wszystko zaczęło się w piątkowy poranek, gdy wstając z łóżka potknąłem się o własnego kota… Miałczuś spał spokojnie na podłodze, gdy znienacka moja wielka stopa przygniotła mu ogon. Kot podskoczył pod sufit, a cały pokój wypełniło głośne „MIAŁŁŁŁŁŁ”. Oburzony Miałczuś wybiegł na korytarz, a ja za nim – chciałem go przeprosić, pogłaskać… Niestety zamiast zwyczajnego przejścia do kuchni napotkałem plątaninę dróg, był to istny labirynt. W pewnym momencie na moim nosie wylądował wielki, włochaty, czarny pająk, który raptem spadł z sufitu. Co sił w nogach zacząłem uciekać. Nie wiedziałem dokąd zaprowadzi mnie kręta droga, którą biegłem. Nagle moim oczom ukazał się wielki zamek. U jego bram powiewała zielona flaga z herbem „kapeluszastego żołędzia”.
Naraz spostrzegłem Minotaura, który, patrząc mi prosto w oczy powiedział: „Ty chyba nie stąd jesteś?” Patrząc mu prosto w oczy, stanowczo odparłem: „Nie zachowuj się jak klaun, to przecież jest mój dom! Ten dom należy do Fegca! „Fegc – to chyba skrót od fatalny, egoistyczny, acz gościnny Charlie” „Ha, ha, ha!!” Zdenerwowałem się, chwyciłem za wiertarkę, chcąc wywiercić co najmniej trzy dziury w jego prawym rogu… Nagle, nie wiem skąd, pojawił się tygrys, który swoim szorstkim jęzorem najpierw na dzień dobry liznął w policzek Minotaura, a potem mnie… witał się i witał, aż musiałem przymrużyć oczy. Kiedy je otworzyłem ze zdziwieniem odkryłem, że leżę we własnym łóżku, a język należy do Miałczusia, który dobitnie domagał się śniadania.
Odetchnąłem z ulgą, cieszyłem się, że to był tylko sen.